Rok szkolny za nami, już luzik , nie trzeba sprawdzać tornistra Młodego ani zadań z matmy Młodej…czyli nie tylko uczniaki cieszą się z wakacji – ja też :-). Wreszcie mogliśmy wyjść do lasu bez myślenia co trzeba zrobić potem…krok za krokiem, trochę bezmyślnie – jak nogi poniosą. Wyciągam aparat – uwielbiam patrzeć, kiedy nagle wszystkim wyostrza się wzrok – Młoda ściga się z Małym i co chwilę wywołują jakieś zauważone „cuda”….a Duży buszuje brzegiem lasu…i też wypatruje…tacy POSZUKIWACZE – MOI
A mnie to cieszy, że moi Najbliżsi WIDZĄ jaki piękny świat
dokoła, jakie barwy ma zwykły las…
Ja tymczasem -
opowiem historię Hipka. Pierwszy Hipek powstał bardzo dawno temu, na stancji
studenckiej, gdzieś między całkami a równaniami chemicznymi. Uszyłam go dla
świetnego małego chłopca, syna gospodarzy, na urodziny. Hipek skradł serduszko
chłopca tak bardzo, że….będąc pierwszakiem – w tajemnicy przed wszystkimi,
pakował go do tornistra i zabierał ze sobą do szkoły. Kiedy się wydało, że
hipek też jest uczniem – mały chłopiec trochę się zawstydził…ale dalej zabierał
ze sobą przyjaciela…podobno po latach został przekazany małej dziewczynce w tej
rodzinie. Ja z kolei, też po latach, uszyłam takiego hipka dla innego małego
chłopca…podobno bardzo się lubią :-).